wtorek, 10 lutego 2015

Szukamy wiosny w Culzean.

Nie pada, nie wieje, nie mrozi, znaczy się idealne warunki na wycieczkę. Po wielu tygodniach siedzenia w domu i unikania huraganów i gradobić pod ciepłym kocykiem, przyszedł czas na spotkanie z przyrodą.
Najbliżej mamy do parku Culzean (czyt.: kalejn), który jest tak duży, i tak urokliwy, że starcza go na kilka wycieczek w roku. Tym razem złamaliśmy schemat i zaczęliśmy od nieuczęszczanych ścieżek. Dzięki temu zobaczyliśmy m.in. ten urokliwy, acz opuszczony domek.



Znaleźliśmy sosnowy las na potencjalne grzybobranie,

odwiedziliśmy starą ptaszarnię, 


karmiliśmy łabędzie i kaczki na stawie, 

piliśmy herbatę z termosu w towarzystwie rudzików, zięb i wron. 

A wiosna już nadchodzi. Na razie jeszcze w postaci przebiśniegów, ale gdzieniegdzie widać pąki żarnowca, kamelii a lada dzień zakwitną żonkile. Wtedy parki i lasy zamienią się w wiosennożółte widowisko.


Wyspa Arran (dzień drugi).

Niełatwo jest opisać wycieczkę po 2,5 roku, ale spróbuję... Czas na drugą część relacji z dwudniowej wycieczki na Arran. Sporo czasu upłynę...