poniedziałek, 6 czerwca 2016

Drumlanrig Castle

Godzinę jazdy autem w stronę Dumfries mamy renesansową perełkę architektury: Drumlanrig Castle (czyt. dramlanrig kasyl)


Sam zamek rzadko jest otwarty dla zwiedzających: w Wielkanoc, kilka długich weekendów wiosennych oraz w lipcu i sierpniu. Nie załapaliśmy się niestety na żaden z tych terminów, dzięki czemu mniej wydaliśmy na wstęp - po 6 funtów za dorosłych, a dziecko udawało pięciolatka i weszło za darmo. Pan, który sprzedawał nam bilety, wręczył nam mapkę i ulotki oraz pięknie opowiedział co gdzie jest, odpowiedział na pytania o ogrody i wędkowanie, pokierował na parking i powiedział, gdzie jest kawiarnia. Bo my, jak na prawdziwych Polaków przystało, zwiedzanie zaczynamy od popasu.

W menu restauracji, poza zwyczajowymi bułkami, zupą, tostami z cheddarem czy szynką, wypatrzyłam też colcannon. To nowe dla mnie słowo okazało się daniem irlandzkim złożonym z duszonej kapusty (lub jarmużu) i tłuczonych ziemniaków z dodatkiem śmietany, połączonych w gładką, śmietankową masę. Skusiłam się, bo ziemniaki i kapusta śmiały się do mojego polskiego serducha. Na zdjęciu pieczony ziemniak (a jakże) i colcannon w towarzystwie obowiązkowej sałatki coleslaw (kolsloł), tu wyjątkowo smacznej, oraz - ku naszemu zaskoczeniu - sałatki ze świeżych warzyw. Przeciętny posiłek z napojem to wydatek rzędu 7-10 funtów na osobę.


Każdy w Szkocji znajdzie coś dla siebie: jedni poszerzają swoją wiedzę o whisky, inni wędrują po górach, jeszcze inni eksplorują zamki i ruiny. Ja najbardziej lubię zamki i pałace oraz ogrody (na szczęście Mąż podziela moje zamiłowanie do ogrodów a Syn zawsze coś sobie znajdzie). Dlatego kiedy dowiedziałam się, że Drumlanrig otoczony jest kilkunastoma ogrodami, nie mogłam się doczekać tej wyprawy.


Szlak prowadzi nas od ogrodu do ogrodu, jedne mniejsze, inne większe, jedne pełne kwiatów, inne drzew lub krzewów, przyciętych w eleganckie, geometryczne formy. Z każdego miejsca zamek wygląda inaczej, za każdym zakrętem nowy widok cieszy oczy a równiutko przystrzyżona trawa dodaje całej posiadłości elegancji. Dzieciaki miały dodatkową frajdę - turlały się w dół po stromych pagórkach, przyprawiając rodziców o palpitacje serca, kiedy na dole pojawiały się oblepione wyschniętą, skoszoną trawą, roześmiane stworki.




Miejscem, które chwyta za serce, jest jednak leśna ścieżka. Wiosną szkockie lasy pełne są kwiecia - od przebiśniegów, przez dziki czosnek i żonkile, po rododendrony i "bluebells" (niebieskie dzwonki) czyli hiacyntowce. Te ostatnie pachną oszałamiająco słodko, zwłaszcza w takiej masie, jaką spotkaliśmy w Drumlanrig.



Zacieniona, leśna ścieżka otacza pałac i jego ogrody, prowadząc nas wzdłuż rzeki na drugą stronę, gdzie czeka na nas skalniak, szklarnie i plac zabaw.



Na końcu naszej trasy znalazł się plac zabaw, z którego Syn nie chciał wyjść - na szczęście dla staruszków są ławeczki i piękne widoki.

Podsumowując: niedrogo, można spędzić cały dzień, zrobić sobie piknik, pojeździć na rowerach (jest wypożyczalnia na miejscu), ale nie na hulajnodze (ścieżki wyłącznie piaszczyste i kamieniste). Malownicze miejsce z urzekającymi ogrodami i panoramą gór i lasów. Łatwo dostępne ścieżki nie odstraszą niewytrawnych wędrowców a dzieci mogą się wyszaleć na placu zabaw. W centrum turystycznym (visitors centre) można obejrzeć przykłady fauny i flory Drumlanrig, dotknąć kory sekwoi oraz zobaczyć film z borsukami w roli głównej. Link do strony zamku znajdziecie tutaj





Wyspa Arran (dzień drugi).

Niełatwo jest opisać wycieczkę po 2,5 roku, ale spróbuję... Czas na drugą część relacji z dwudniowej wycieczki na Arran. Sporo czasu upłynę...