wtorek, 4 listopada 2014

Szkocka zupa: carrot and coriander czyli marchewkowa z kolendrą.

Dziś wypróbowuję taki przepis:
1 cebulkę poddusić do miękkości, dodać 1 ziemniaka pokrojonego w kostkę i łyżkę mielonej kolendry (nie mam, dałam trawę cytrynową), dusić 1 minutę. Dodać ok. 0,5 kg obranej i pokrojonej marchewki, zalać 1,2 l bulionu i gotować 20-30 min. Na koniec zmiksować wszystko z garścią świeżej kolendry.

Zupę jadłam już wiele razy, bardzo ją polubiłam, ale nigdy nie próbowałam zrobić w domu. Bardzo zachęcające zapachy dochodzą właśnie z kuchni...

Minęło jakieś 30 minut i... gotowe.
Oto moja zupka:


Z chrupiącym tostem z masłem - znakomity lanczyk na chłodny dzień.


sobota, 1 listopada 2014

Samhain (gaelickie Halloween).

To nie było nasze pierwsze Halloween w życiu. Nawet nie pierwsze w Szkocji. Ale po raz pierwszy poszliśmy na imprę. Ja się przebrałam a Mąż bawił się świetnie. Jego słowa po wyjściu z impry: "W przyszłym roku też się przebieram". Ale od początku...

Syn do szkoły poszedł w przebraniu. Poranna droga do szkoły w Halloween to zawsze super sprawa - mijamy dzieci i dorosłych w najróżniejszych kostiumach i makijażach. Są księżniczki, cyganki, superbohaterowie, są oczywiście trupioblade twarze zombi, wampirów i innych przerażających stworów. Najbardziej mnie rozbawił chłopczyk około 4-5- letni, jakiś metr wzrostu, w obszarpanym i pokrwawionym stroju zombiaka i twarzą pomalowaną na biało z krwawymi śladami. 5-letnie zombi biegające dookoła maminych nóg. Przeurocze.






















(To tylko przykładowe zdjęcia z internetu, w szkole jest zakaz fotografowania dzieci)

Po zmroku poszliśmy do znajomych, żeby pozbierać słodycze po sąsiadach. Nasz pierwszy raz. Znajoma z synem mieszka w bloku, przeszliśmy więc po wszystkich piętrach. Chłopaki przebrani w brytyjskim duchu Halloweenowym - za Ponurego Żniwiarza i "Zombie Killera" - to mój Syn wymyślił, miał pokrwawioną piłę łańcuchową z plastiku i dość paskudny, krwawy i wrzodliwy makijaż.
Sąsiedzi znajomej sprawili się dobrze, chłopaki nazbierali sporo słodyczy i gotówki, w zamian opowiadali swoje przygotowane dowcipy.

Dostaliśmy nieoczekiwany prezent od znajomej - Syn został u niej na nocowanie. Dzięki temu rodzice mogli poszaleć na mieście, a działo się! W Halloween w wielu miejscach można spotkać "przebierańców". Normą jest, że w sklepach i restauracjach obsługa zakłada kostiumy, często  zbierają tego dnia datki na cele charytatywne. Nie wiem, jak jest w mniejszych i większych firmach, zakładam, że hulaj dusza - jak chcesz to się przebierasz.
Za to wieczorem... W tym roku szczęśliwie Halloween wypadło w piątek. Idealny czas na imprezkę. A puby, restauracje i kluby pełne były pomysłowych przebierańców, specjalnych zabaw i konkursów.
Atmosfera była bardzo serdeczna, bo kostiumy zawsze wzbudzają zainteresowanie, uśmiech i poklepywanie po plecach. Pomysłowość ludzka nie zna granic i co chwilę wołaliśmy "WOW! Widziałeś tego bobasa! A patrz na tego Ghostbustera" (nawiasem mówiąc wygrał konkurs na najlepszy kostium). Różowa peruka krążyła od głowy do głowy i każdy, kto się nie przebrał, chciał mieć w niej zdjęcie. Tańce, hulanki, swawole, kupa śmiechu i zabawy.

Zawsze to podziwiałam w innych narodach - w Anglosasach szczególnie - umiejętność żartowania z siebie, założenia śmiesznego kostiumu i pójścia w miasto, wyluzowania. Polakowi ciężko jest wyjść z martyrologicznej skorupy i zwyczajnie się bawić.

A to ja, w kostiumie (na usprawiedliwienie dodam, że skleconym na prędce z materiałów znalezionych w domu), który Syn zatytułował "Katy Perry w przebraniu klauna".



Wiem, wiem. Wyglądam powalająco :)

Wyspa Arran (dzień drugi).

Niełatwo jest opisać wycieczkę po 2,5 roku, ale spróbuję... Czas na drugą część relacji z dwudniowej wycieczki na Arran. Sporo czasu upłynę...