sobota, 26 kwietnia 2014

Kocham Wrocław. Zawsze mówiłam, że mam w moim mieście wszystko, czego potrzebuję do życia. Nie chciałam wyjeżdżać. Nigdy.

Los, a raczej Mąż, zdecydował inaczej. Dziś mieszkamy tysiące kilometrów od Wrocławia a za każdym razem, kiedy tam wracam, czuję się jak w domu. Cieszę się ze wszystkich widocznych zmian in plus i z lekkością ignoruję wszystkie in minus.Ostatnio na zajęcia z angielskiego mieliśmy przygotować turystyczną prezentację swojego miasta, maksymalnie 5 minut. Moja zaczęła się od ponad 30 slajdów w PowerPoincie a gadane miałam na godzinę. Przez tydzień się głowiłam jak ją skrócić i co wyrzucić. Jest tyle miejsc, którymi chciałabym się pochwalić, z których jestem dumna, które uważam za wyjątkowe, że trudno było wybrać. Uważam, że Wrocław jest wart pokazania wszystkim turystom z całego świata. A tymczasem kiedy rozmawiam z "lokalsami" okazuje się, że nawet jeśli ktoś z nich był w Polsce, to zwykle w Krakowie, czasem zahaczając o Zakopane, a jeden był w Warszawie, 20 lat temu. 
Z miasta, w którym teraz mieszkamy, są bezpośrednie, tanie loty Ryanairem do Wro. Piękne miejsca, baza noclegowa, ludzie mówiący po angielsku, bary i restauracje otwarte do późnych godzin nocnych serwujące pyszności i serdeczną atmosferę. Atrakcje dla dzieci, zabytki, stadion z koncertami i meczami. Jak to się dzieje, że kiedy na pytanie: "skąd pochodzisz?" odpowiadam: "Wrocław or Wroclaw or Breslau", Szkoci nie wiedzą o czym mówię.
Teraz, kiedy znam tu więcej ludzi, chciałabym im wszystkim pokazać moje piękne miasto, opowiedzieć o jego historii i o tym, jak jestem z niego dumna.
Cóż poradzić na to, że Szkoci wolą spędzać urlopy w Hiszpanii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyspa Arran (dzień drugi).

Niełatwo jest opisać wycieczkę po 2,5 roku, ale spróbuję... Czas na drugą część relacji z dwudniowej wycieczki na Arran. Sporo czasu upłynę...